piątek, 17 stycznia 2014

Krystyna Pawłowicz a higiena osobista





Krystyna Pawłowicz jest, jak Buka. Wychodzi straszyć kiedy robi się zimno. Tylko że, o ile nikt tak naprawdę nie zna uczuć Buki, o tyle powszechnie wiadomo że pani Pawłowicz po prostu pała nienawiścią (istnieje wszakże jeszcze hipoteza, że chce tylko by ją ktoś przytulił).

Zeszłej zimy nasza bohaterka pojawiła się przy okazji debaty o związkach partnerskich, kiedy to strasznie na wszystkich nakrzyczała. Krzyczała na posłów, ministrów, na nas oglądających to w telewizorach, przez bite 10 minut. Mamy kolejną zimę, posłanka zatem znów postanowiła dać o sobie znać. Zaczęła od nazwania charytatywnej akcji Jerzego Owsiaka "praniem mózgu i gwardią antykatolicką", a po niedługim czasie znów zasłynęła obrażając posłankę Grodzką (a może ulicę Grodzką? - tego nie sprecyzowała) i nazywając szamponem i odżywką w jednym.

Zaintrygowało mnie to porównanie i zaczęłam się zastanawiać, do jakiego kosmetyku można by dla odmiany przyrównać panią Pawłowicz. Wyszło mi, że powinna być mydłem. Szarym mydłem RP. O takim:






(Przaśne częstochowskie rymy i bąbelki są - jak wiadomo - dźwignią handlu.)

A Ty? Jakim kosmetykiem jesteś?