środa, 19 marca 2014

Baba o męskim sporcie (zdjęcia)





Kiedy mówię komuś, że lubię hokej, zawsze napotykam na mur niezrozumienia. Moi rozmówcy szybko sami sobie dopowiadają, że albo spotykam się z jakimś hokeistą, albo sama gram w hokeja. Nic z tych rzeczy, nie umiem nawet jeździć na łyżwach, a konkubent chyba nigdy nie miał łyżew na nogach (więc może by się okazało że jednak umie i jest wielkim samorodnym talentem, ale tego pewnie nigdy się nie dowiemy). Najczęściej hokejowe zainteresowanie dopisywane jest do długiej listy rzeczy, które czynią ze mnie dziwoląga.

Co innego, pasjonować się takimi narodowymi dyscyplinami jak tenis czy Formuła 1, albo biegi i skoki na nartach. Ale hokej to jakaś zapyziała nisza, reprezentacja jest chyba na poziomie trzeciej ligi Kamerunu, a brutalność tego sportu powinna doprowadzić do omdleń każdą szanującą się kobietę.

No cóż. To fakt, że hokej jest brutalny, ale to nam się właśnie podoba. Jestem nawet przekonana że procentowo znacznie więcej kobiet przychodzi na mecze hokejowe niż np. piłkarskie. Wbrew pozorom nie jesteśmy takimi delikatnymi kwiatkami, jak się Wam wydaje i lubimy sobie czasem popatrzeć na interesujące mordobicie. Trzeba tu dodać, że za bójki na tafli nakładane są kary, więc jeśli do owego mordobicia dochodzi to jest ono przepełnione pasją, agresją i (pojmowaną subiektywnie) rządzą sprawiedliwości. Pamiętam ekscytację pewnej damy siedzącej za mną w zeszłym roku, pod wpływem starcia Patrika Valcaka z Josefem Vitkiem. Nie mam wątpliwości, że w owej chwili grono miłośników hokeja właśnie zasiliła kolejna osoba. Zdarza się, że biją się całe drużyny. Takie mecze przechodzą do historii i jeszcze długo, z łezką w oku, wspominają o nich kibice. Trzeba dodać, że sfaulowany hokeista nie leży udając że go boli, jak piłkarz, tylko wstaje i gra dalej. Hokej to gra dla twardzieli, a Wasze dziewczyny, jakkolwiek nie zachwycałyby się Waszą poezją czy wrażliwością na sztukę, lubią twardzieli. Większość kobiet na trybunach nie zna reguł hokeja. I większość kobiet na trybunach uwielbia hokej.

Niestety prawdą jest, że dyscyplina ta w Polsce stacza się po równi pochyłej. Od jakiegoś czasu każdy nowy prezes PZHL (Polskiego Związku Hokeja na Lodzie) okazywał się gorszy od poprzednika. Niedawno do dymisji podał się kolejny, który wpędził związek w stan kompletnej ruiny. Kibice nie wiedzą sami, czy cieszyć się z dymisji, czy (wedle tendencji do coraz gorszych prezesów) teraz stanowisko obejmie sam szatan. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś Polska występowała w Mistrzostwach Świata Elity, a w 1976 roku pokonaliśmy samo ZSRR. To tak, jakby nasza reprezentacja piłki kopanej zwyciężyła z Niemcami. Jeśli nawet teraz jesteśmy (bo jesteśmy) w głębokiej dupie, to jednak hokej można z całym przekonaniem zaliczyć do naszych narodowych dyscyplin i należy go wspierać.

Gdybym przychodziła od kilku lat na mecze tylko po to by oglądać bójki (które znowu nie zdarzają się tak często), lub z nadzieją na nagły i znaczny wzrost umiejętności sportowych naszych reprezentantów, musiałabym być niespełna rozumu. Hokej to przede wszystkim najbardziej dynamiczna i nieprzewidywalna z gier zespołowych. Losy meczu mogą się totalnie odwrócić w ostatnich sekundach, a np. pewna dwupunktowa porażka zamienić w zwycięstwo po dogrywce lub karnych. To jeden z niewielu sportów, które możesz oglądać przez cały czas trwania meczu, ani na chwilę nie tracąc uwagi.  Nawet totalnemu laikowi łatwo wykoncypować, że chodzi o trafienie krążkiem do bramki przeciwnika, więc od samego początku względnie kumasz o co chodzi. Tym więcej kumasz w polskiej lidze, gdzie tempo gry pozwala na to, że śledzisz wzrokiem krążek. NHL na przykład to grubsza rozkmina. No tak, w narodowym wydaniu hokej może być momentami mniej absorbujący, ale porównując go z jakąkolwiek inną dyscypliną drużynową, i tak rządzi. Nie myślę nawet o porównaniu z piłką nożną, w przypadku której nie znam żadnych innych, niż towarzyskich powodów przyjścia na mecz.

Pierwszy raz na hokej wybrałam się na początku studiów, z tatą i konkubentem. Były to ciekawe czasy, gdyż lodowisko Cracovii nie posiadało jeszcze trybun z krzesełkami, w związku z czym mecze oglądało się na stojąco i w bardzo wesołej atmosferze, a to co działo się na tafli – zwłaszcza dla osób niskiego wzrostu – owiane było mgiełką tajemnicy. Krzesełka wybudowali pare lat później, ale część kibiców do dzisiaj nie może się z tym pogodzić. Od mojej pierwszej wizyty widziałam wszystkie finały play off z udziałem Cracovii w tym tysiącleciu, byłam świadkiem pięciokrotnego zdobycia mistrzostwa Polski, a dwa razy miałam okazję potrzymać mistrzowski puchar. Teraz jest mi smutno, bo mam wrażenie że skończyła się pewna epoka. Rokroczne ograniczenie budżetu i osłabianie drużyny musiało w końcu przynieść konsekwencje. Cracovia po raz pierwszy od 2005 pozostanie poza podium. Playoffy zakończyły się dla nas zdecydowanie za szybko i – podczas gdy walka o medale wciąż trwa – drużyna (jeszcze) mistrzów Polski odpoczywa po sezonie.

Podobnie jak w ostatnich latach, tak i teraz robiłam zdjęcia dla zaprzyjaźnionego portalu. Niestety moja akredytacja przydała się jedynie na trzy spotkania ćwierćfinałowe, a do materiału zaglądnęłam dopiero niedawno, gdy już przebolałam porażkę. Publikuję te zdjęcia, bo pomyślałam że może kogoś zachęcą do przyjścia na hokej w następnym sezonie. To przykre patrzeć, jak najbardziej zajebisty sport na świecie staje się w naszym kraju coraz bardziej niszowy. Zapełnione trybuny mogłyby tą sytuację zmienić, a spójrzcie tylko, ile tam się dzieje.



























Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, skomentuj go albo polub na facebooku.