środa, 25 września 2013

Girls love bandits




Kiedyś marzenie naszych ojców, później zmora kierowców, do kompletu z dziadkiem w kapeluszu - postrach rond i skrzyżowań, czyli MÓJ SAMOCHÓD! :D

Duży Fiat, rocznik 1978 - którego odziedziczyłam po dziadku - to najwspanialszy cud motoryzacji ever. Przekonałam się do tego faktu niedawno, gdy miałam okazję poprowadzić beemwicę kumpla (nabywszy już pewnego przyzwyczajenia do poruszania się "Fiaciną"). Doświadczenie z BMW powinno mi sprawić dziką przyjemność, a jednak nie... Nie mam pojęcia, do czego człowiekowi ten cały ABS, może wspomaganie kierownicy to przydatny gadżet, ale - na bogów - komu to potrzebne? No i co to za samochód, w którym nie słyszę jak szybko jadę? Praktycznie nic nie słyszę (no chyba że sobie włączę kompakta). W moim aucie każdy bieg ma swoją własną melodię. Zdarza mu się (a może to tylko moje wrażenie? Ale dałabym sobie rękę uciąć) wesoło furkotać do dźwięków z radia "Safari". Radio "Safari" odtwarza muzykę z transmitera, ale przeważnie da się słuchać tylko Elvisa lub Wandy Jackson, bo ma tylko jeden głośnik, który nie uznaje basów. To także ma swój dekadencki urok. Nie wspomnę już o walorach estetycznych mojego auta, z którym żaden nowoczesny cud motoryzacji nie może się równać.

Co do jazdy - Fiat 125p nie wybacza błędów, ale za to inni użytkownicy drogi sporo wybaczą kierowcy "kwadraciaka" (Jak jedziesz nową beemką to nikt Ci nie wybacza, tylko wszyscy nienawidzą). 

Może trudno jest oszczędzić na paliwie, ale za to części są absurdalnie tanie. 
Podsumowując: I love this car, a w ramach wyrażenia miłości zrobiłam mu laurkę, którą możecie podziwiać poniżej.